Polski system edukacyjny wcale nie wspiera przedsiębiorczości młodych. A od tego zależy powodzenie wszystkich planów politycznych i gospodarczych, których celem jest wydźwignięcie naszego kraju do poziomu średniej zachodnioeuropejskiej.
Formalnie sytuacja wygląda więcej niż dobrze. Już w programach szkół podstawowych są rozrzucone po różnych przedmiotach treści związane z gospodarką i przedsiębiorczością, podobnie było dotąd w gimnazjach. W szkołach ponadgimnazjalnych funkcjonuje przedmiot „Podstawy przedsiębiorczości”, a od tego fakultatywny przedmiot „Ekonomia w praktyce”.
W edukacji ekonomicznej oraz promocji przedsiębiorczości szkołę wspiera liczna grupa instytucji i organizacji pozarządowych, m.in. Fundacja Kronenberga Banku Citi Handlowy, Narodowy Bank Polski, Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności, Fundacja Promocji i Akredytacji Kierunków Ekonomicznych, Konfederacja Lewiatan. Największy zasięg mają programy Fundacji Młodzieżowej Przedsiębiorczości, które w 2011 r. objęły prawie 700 tys. uczniów, a w 2016 370 tys. (mniejsze finansowanie). Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że uczniów w Polsce mamy 5,5 mln, zatem instytucje wspierające docierają najwyżej do 1/5 z nich. W tej sytuacji kluczową rolę w tym obszarze ogrywa szkoła.
Duży wysiłek państwa i instytucji pozarządowych powinien sprawić, że Polacy osiągają wysoki poziom wiedzy ekonomicznej oraz wykazują się ponadprzeciętna przedsiębiorczością prowadzącą do brania spraw w swoje ręce i zakładania kwitnących, śmiało stających do globalnej konkurencji firm.
Liczne badania oraz obserwacja zachowań społecznych dowodzą, że tak nie jest. Wiedza ekonomiczna Polaków jest słaba, a skłonność do rzutkiej, dynamicznej działalności gospodarczej na tle Europy wypada przeciętnie.
Powód to utożsamianie edukacji ekonomicznej z promowaniem przedsiębiorczości, co jest „zaszyte” zarówno w programach szkolnych, jak i projektach organizacji pozarządowych. Ponadto w obu sferach, tj. edukacji ekonomicznej i promocji przedsiębiorczości – nad praktyką wyraźnie dominuje teoria.
Konieczne jest zatem przyjęcie nowego paradygmatu: w powszechnym wydaniu szkolna edukacja ekonomiczna nie ma przygotowywać kandydatów na studia ekonomiczne, lecz być wyraźnie pomocna w codziennym życiu, a zwłaszcza w korzystaniu z coraz bardziej złożonych usług finansowych. To oznacza, że edukacja szkolna powinna być silniej powiązana z życiem i że trzeba w niej znaleźć miejsce na ćwiczenia praktyczne kończące się sprawdzaniem praktycznych umiejętności.
Jeszcze bardziej praktyczne podejście musi towarzyszyć promocji postaw przedsiębiorczych. Z najnowszych badań wiadomo, że edukacja na temat przedsiębiorczości nie ma najmniejszego wpływu na motywowanie uczniów (i studentów) do zostania w przyszłości przedsiębiorcami. Postawy przedsiębiorcze rodzą się lub umacniają na innych polach aktywności człowieka. Mają na nie wpływ geny oraz wychowanie w rodzinie, w przedszkolu, w szkole i poza szkołą, w grupach rówieśniczych.
Z tego punktu widzenia przedmiot „Podstawy przedsiębiorczości” jest zbędny. Większość badanych absolwentów szkół średnich ocenia go źle, a często podkreśla, że wobec nich odegrał on wręcz demotywującą rolę.
Największe znaczenie dla procesu formowania przyszłych przedsiębiorców (ale też innych liderów życia społecznego) miałoby zetknięcie uczniów z jakąś formą praktyki biznesowej.
W polskiej szkole możliwe są dwie takie formy:
- zarządzanie wirtualnym przedsiębiorstwem dzięki programom komputerowym – z udziałem wszystkich uczniów na lekcjach „Podstawy przedsiębiorczości”
- działalność w młodzieżowych mini-przedsiębiorstwach, opartych choćby na doświadczeniach wypracowanych przez Fundację Młodzieżowej Przedsiębiorczości.
Obie formy powinny byś stosowane równolegle w każdej szkole ponadgimnazjalnej. Wirtualne zarządzanie firmą / firmami to możliwość absolutnie innej, całkowicie aktywizującej formy edukacji. By kierować firmą lub jej np. działem marketingu, trzeba zdobywać konkretną wiedzę, bez której nie da się przeprowadzić kolejnych etapów symulacji. W jednej klasie w ciągu trwania przedmiotu w zależności od poziomu i potrzeb uczniów może być prowadzonych kilka firm o różnej skali działania, w różnych branżach. Aby ta forma edukacji była bardziej atrakcyjna, uczniowskie wirtualne firmy mogą ze sobą rywalizować w skali województwa czy nawet kraju. Byłaby to wtedy gra internetowa, ulubiona forma rozrywki wśród obecnej młodzieży.
Zorganizowanie takiej gry można powierzyć zewnętrznej organizacji, wybranej w przetargu publicznym, realizując tym samym w praktyce formę Partnerstwa Publiczno-Prywatnego. Samą grę lub gry można już kupić w Polsce, z tym że jej zastosowanie do potrzeb szkoły wymagałoby uzupełnienia o elementy edukacyjne, w tym e-learningowe.
Młodzieżowe mini-przedsiębiorstwo to niemal prawdziwa firma, z kapitałem początkowym (od Rady Szkoły lub wkładów uczniów), z biznes-planem, podatkami i zyskiem do podziału, rozwijająca się pod opieką osoby dorosłej. Działają w niej tylko ci uczniowie, którzy mają takie predyspozycje. Od wielu lat coroczne konkursy takich przedsiębiorstw prowadzi Fundacja Młodzieżowej Przedsiębiorczości, korzystając z doświadczeń ogólnoświatowej organizacji Junior Achivement. Problem w tym, że liczba takich przedsięwzięć nie przekrocza 250, a trzeba ich 7,5 tys. – co najmniej po jednym w każdej szkole ponadgimnazjalnej.
Z punktu widzenia wskazywanych tutaj celów, poważną przeszkodą jest ograniczenie działalności obecnych młodzieżowych mini-przedsiębiorstw do terenu szkoły. Wg Zarządu FMP wynika to z niechęci nauczycieli do opieki nad działaniami uczniów poza tradycyjnymi godzinami pracy. Z tego powodu polskie mini-przedsiębiorstwa podczas europejskich finałów konkursu systematycznie przegrywają rywalizację z kolegami z krajów zachodnich.
Każda szkoła ponadgimnazjalna to zbiorowość co najmniej kilkuset uczniów, wśród których – statystycznie rzecz biorąc – jest co najmniej kilku kandydatów na przedsiębiorców. Szkoła znajdzie ich dzięki grze w wirtualne przedsiębiorstwo lub w inny sposób, a następnie da szansę sprawdzenia się w prawdziwej działalności biznesowej. Tylko takie podejście pozwoli nowej generacji Polaków konkurować z zamożniejszymi sąsiadami.
© Zbigniew Gajewski